czwartek, 10 stycznia 2013

W Malinkowym chruśniaku


Mamy drugi tydzień nowego roku, jeszcze mniej niż 9 miesięcy i niektórzy będą rozpakowywać prezenciki sylwestrowe i rozpaczliwie szukać dla nich imion chyba, że na dniach stwierdzą, że prezent nie w ich stylu...
ach ci fashionisci.
Dwa tygodnie to też czas, po którym zejdą wszystkie malinki "zasadzone" na melanżu podczas zabawy w ogrodnika. Jako, że sam jestem autorem paru malin, z których sama babcia Paola była by dumna i miała by z czego robić swój klasyczny sok zagęszczony, pozwoliłem sobie zgłębić temat tych oto, jak się okazuje, krwiaków.
  
Zaczerpnąłem wiedzy z co raz mniej lubianej, zwłaszcza przez nauczycieli, Wikipedii.
'Malinka – popularna nazwa używana na określenie śladu pozostawionego na skórze po namiętnym pocałunku.'
Namiętnym pocałunkiem może jednak obdarzyć każdy, znalazłem nawet przewodniki jak robić malinki.
KLIK
Słyszałem również hipotezę, że malinki mogą powodować nowotwór, tak samo zresztą jak milion innych rzeczy, ale chyba nikt by nie chciał, aby obiekt jego malinek był narażony na tego typu poważne powikłania.
Sprawdziłem we wszystkich możliwych źródłach i okazuje się, że to nie jest szkodliwe dopóki, dopóty się nie przesadza, a wszelkie doniesienia o raku i spółce to urban legend, knuty przez największych wrogów malinek.
Musimy jednak pamiętać, że gdy się przesadzi, to malinka może wyglądać jak chory na klaustrofobie w moim pokoju - siny i nie wyglądający zbyt zachęcająco.
  
Pamiętajcie więc o umiarze podczas waszych "wampirzych" buziaczków, chyba że lubicie subkulturę, którą reprezentuje dumnie He-man i jego kociak.




Pis joł

Ipnops











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz